Kącik archeologiczny.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam o co cho, a teraz już wiem. Efekt ten sam.
Idę pokopać w ogródku (tak, przy -3).
Pozdrawiam, Krystyna z Gazowni
https://www.youtube.com/watch?v=VM-FwAzHVLI
czwartek, 22 grudnia 2016
Księżniczka...
„(...) Księżniczka tak bardzo bała się ciemności, że pewnego dnia postanowiła: od dziś ciemność jest zabroniona!”
Niby wszystko ogarniacie – stawiacie czoła zakładowi pracy, prawom wolnego rynku, bezprawiu franka i złotego, oczekiwaniom zagranicznych przedsiębiorców, telewizyjnych stylistek, lokalnych browarników i rolników, starzejącym się rodzicom, majętnym przyjaciołom, programom telewizyjnym i radiowym, scenarzystom dobrych filmów i kiepskich seriali, politykom, celebrytom i laureatom nagrody Nobla...
Nie straszne Wam bycie odrzuconym w dzieciństwie przez matkę, szkodliwy gluten, crossfit, świeżo wyciskany sok z pomarańczy, tatar wołowy, wódka żołądkowa gorzka na zmianę z wiśniówką, zamawianie ubera o trzeciej nad ranem, świńskie smsy, seks poza- i małżeński, długie rozmowy na messengerze, skłonność do nadziei i oczekiwań...
Potraficie zrobić nikomu niepotrzebny pogram telewizyjny, upiec ciasto bez mąki, jajek i mleka, zaopiekować ciężko chorym przyjacielem, opracować dokument o wadze państwowej, przekopać pół ogródka bez trwałych uszkodzeń kręgosłupa, zagrać „Dla Elizy” na antystatycznej lokówce, przebiegnąć siedem kilometrów o 6 rano, pomalować płot teściowej i przeczytać „Morfinę” Twardocha...
Nie straszne Wam bycie odrzuconym w dzieciństwie przez matkę, szkodliwy gluten, crossfit, świeżo wyciskany sok z pomarańczy, tatar wołowy, wódka żołądkowa gorzka na zmianę z wiśniówką, zamawianie ubera o trzeciej nad ranem, świńskie smsy, seks poza- i małżeński, długie rozmowy na messengerze, skłonność do nadziei i oczekiwań...
Potraficie zrobić nikomu niepotrzebny pogram telewizyjny, upiec ciasto bez mąki, jajek i mleka, zaopiekować ciężko chorym przyjacielem, opracować dokument o wadze państwowej, przekopać pół ogródka bez trwałych uszkodzeń kręgosłupa, zagrać „Dla Elizy” na antystatycznej lokówce, przebiegnąć siedem kilometrów o 6 rano, pomalować płot teściowej i przeczytać „Morfinę” Twardocha...
Czy mimo powyższego włącza się Wam czasami obezwładniająca tęsknota..? Tęsknota za czymś, co tylko trochę zaistniało w Waszym życiu? Co miało zaboleć do kości, a jedynie ukłuło żałośnie w tyłek? Co mieliście wspominać z uśmiechem na starość robiąc wnuczce stringi na szydełku? Co zapowiadało się na trzęsienie ziemi, a okazało pierdolnięciem – jak mówią słowa poety - „w głowę wełnianym młotkiem”? Niemiec płakał, jak sprzedawał, ale nie Wam? A może to tęsknota za czymś, co było takie, jak chcieliście, a ktoś się nie bał i zajebał? Wariowaliście za każdym razem, gdy za kimś zamykały się drzwi, i nagle one w ogóle przestały się otwierać? Chcieliście – jakby to powiedział znany literat Coelho - rzucić wszystko i wyjechać w te biedne Bieszczady? Zapakować gacie na zmianę i ruszyć polskimbusemwpięknyrejs na Wybrzeże? Zapomnieć wszystkie PINy i PUKi? Nie? Nigdy?
A ja, jeśli Państwo pozwolą, owszem..
Wesołych Świąt.
ZTM...
ZTM postawił dziś na mikołajkowy klimat. Kierowcy autobusów prowadzą swoje krążowniki w adekwatnych czapeczkach. Próbowałam nawiązać spontaniczny kontakt wzrokowy z jednym z nich. Konsekwentnie odwracał głowę. Ho ho ho!



Herbata...
Herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic..
Siedzę przed komputerem i myślę sobie, że chciałabym mieszkać w Nowym Jorku i - niczym Carrie Bradshaw - być sławną felietonistką. Obrałam właśnie ze skórki wielkie jabłko, pokroiłam na kawałki i powoli zjadam, ale warszawskie Sielce to wciąż nie Manhattan. Z drugiej strony - podobny do Carrie outfit już mam. Obcisła koszulka na ramiączkach, luźne spodnie od piżamy osuwające się prawie seksownie z bioder (przez roztargnienie kupiłam o rozmiar za duże) oraz skarpety. W zasadzie brakuje mi tylko onuc na ten odcinek ręki między nadgarstkiem, a łokciem, którymi Carrie ocierała sobie pot z czoła tworząc (?) cotygodniowe felietony. Opisaną powyżej i niewątpliwie gustowną stylówę wypełnia jakieś 10 kg więcej niż stylówę pani Bradshaw, za to cieszy różnica w prostocie nóg. Moich.
Czytałam kiedyś, że wszystkie bohaterki "Seksu w wielkim mieście" - dla zachowania większej autentyczności postaci - same się czesały. Mając w pamięci co najmniej trzydzieści różnych wariantów fryzur samej tylko Carrie, jakoś trudno mi w to uwierzyć. Natomiast ja, rzeczywiście, czeszę się sama, a co za tym idzie, szanse na bycie felietonistką rosną. Wróć! Mam najwyżej cztery pary butów. Wśród nich nie ma ani jednej pary wysokich szpilek z ognistoczerwoną (niczym wzburzona krew zakochanej kobiety) podeszwą
:/

Kolejna rzecz - papierosy. Zapaliłabym, nonszalancko zarzucając lokami, ale po pierwsze: nie mam siły zakładać na siebie pierzyny i schodzić do nocnego, a po drugie: pies mi się zaraz skicha i posmarka od dymu, a weterynarz mniej więcej tak samo blisko, jak najbliższy sklep firmowy Manolo Blahnika, więc jarania nie będzie. Fcuk!
Może dlatego tak ciężko mi idzie to pisanie...?
To miał być...
To miał być wstęp do mojej pierwszej książki
:-)

Jesteśmy kobietami. Niezależnymi, świadomymi otaczającego nas świata, z różną (ale jednak) determinacją dążącymi do tego, by żyć w zgodzie z własnymi potrzebami i sumieniem, jednocześnie nie raniąc uczuć bliskich nam ludzi. Nie jesteśmy takie same. Różnimy się wszystkim, łączy nas wrażliwość na drugiego człowieka oraz większe i mniejsze dylematy, z którymi budzimy się codziennie rano. Próbujemy zostawić po sobie dobrze napisaną książkę, idealnie wykonaną fotografię, spłacony kredyt na mieszkanie, szczęśliwe dzieci, a przynajmniej jedną zgrabną anegdotę, czy przepis na wyśmienite ciasto. Chodzimy do kina, na koncerty, czytamy współczesną literaturę, poezję, portale plotkarskie, gazety branżowe. Uczestniczymy w zbiórkach odzieży dla potrzebujących, nosimy bransoletki fundacji walczących z nowotworami, dajemy drobne dzieciakom, które na skrzyżowaniu myją nam szyby w samochodach. Świadomie głosujemy bądź nie. Śledzimy kanały informacyjne i lifestylowe. Wiemy, „jak dobrze wyglądać nago” i „jak się nie ubierać”. Pijemy kawę latte z wysokich szklanek i zieloną herbatę z odległych kontynentów. Nieważne, czy spędzamy urlop „all inclusive” na greckiej wyspie, jeździmy autem po portugalskich bezdrożach, medytujemy w tynieckim klasztorze, leżymy na gdyńskiej plaży z zakazem kąpieli, pijemy wiśniówkę na łódce pływającej po mazurskich jeziorach czy pielimy grządki na działce. Wyjeżdżamy na wakacje mając nadzieję, że tym razem uda nam się wrócić z dostatecznie silnym postanowieniem usamodzielnienia, oderwania od, odcięcia psychicznej pępowiny, nabycia nowej umiejętności zachowywania się jak ktoś grzeczny lecz asertywny, wreszcie - rozpoczęciem życia w zgodzie z samą sobą i przyzwoleniem na naukę na własnych potencjalnych błędach.
W jednej z gazet przeczytałam wywiad z dość kontrowersyjną, brytyjską pisarką. Jeden z fragmentów, który zrobił na mnie największe wrażenie brzmiał : „Kiedy będzie mówić o tym, czym jest dla niej pisanie, będzie głośna, pewna siebie, młodzieńcza. Mówiąc o matce, zamieni się w cichą, smutną i niepewną siebie dziewczynkę”.
Pierwsza kobieta w naszym życiu, wzór, odnośnik, drogowskaz, kontur odrysowany na ścianie, do którego wciąż będziemy się przymierzać. W księgarni można kupić magnes na lodówkę z napisem „Mama to przyjaciel, z którego się nie wyrasta”. To takie sentymentalne. Ile z nas mogłoby nabyć coś podobnego i wręczyć adekwatnej adresatce. Każda? Żadna?
W jednej z gazet przeczytałam wywiad z dość kontrowersyjną, brytyjską pisarką. Jeden z fragmentów, który zrobił na mnie największe wrażenie brzmiał : „Kiedy będzie mówić o tym, czym jest dla niej pisanie, będzie głośna, pewna siebie, młodzieńcza. Mówiąc o matce, zamieni się w cichą, smutną i niepewną siebie dziewczynkę”.
Pierwsza kobieta w naszym życiu, wzór, odnośnik, drogowskaz, kontur odrysowany na ścianie, do którego wciąż będziemy się przymierzać. W księgarni można kupić magnes na lodówkę z napisem „Mama to przyjaciel, z którego się nie wyrasta”. To takie sentymentalne. Ile z nas mogłoby nabyć coś podobnego i wręczyć adekwatnej adresatce. Każda? Żadna?
Z pomocą...
"Z pomocą koledze przyszła właśnie Dymna, która wykorzystując moment zamieszania, szybko ściągnęła Zelnikowi bieliznę, po czym wysunęła rękę, w której trzymała slipki, spod kołdry i zawołała do garderobianej: „Haniu, kochanie, zabierz majtki pana Zelnika!”."
I tak to się właśnie robiło w 1982r.
U fryzjera...
U fryzjera :
- Chce pani coś do przejrzenia w międzyczasie?
Wychylam się i patrzę na zawartość półki z prasą..
- Poproszę Wysokie Obcasy, dziękuję
- Tylko? A, to dam pani jeszcze Avanti. To TEŻ takie lekkie do czytania..
- Chce pani coś do przejrzenia w międzyczasie?
Wychylam się i patrzę na zawartość półki z prasą..
- Poproszę Wysokie Obcasy, dziękuję
- Tylko? A, to dam pani jeszcze Avanti. To TEŻ takie lekkie do czytania..
Pewni...
Pewni ludzie są w Twoim życiu od zawsze. Nie zastanawiasz się już nawet skąd się wzięli, a na co dzień - nie dociekasz, co u nich. Do momentu, gdy okazuje się, że odeszli.
Z dzieciństwa pamiętam wakacje i "Lato z radiem", które zawsze rozbrzmiewało w Ich domu. Ciepłe kakao i najlepszy pasztet z królika (z jajkiem na twardo), który robiła ciocia. W każde Święto Zmarłych, gdy już odwiedziliśmy grób dziadka na wsi, jechaliśmy do Nich na ciepły rosół, albo czerninę. Wciąż w ruchu, wciąż przy pracy. Wujek, jako hodowca i strażak, ciocia na etacie w miejscowym zakładzie produkcyjnym i niezmordowana gospodyni. Zdrowie Ich nie rozpieszczało. Pamiętam, jak moja mama walczyła o to, by ciocia poszła na operację. Tam się już działa prawdziwa tragedia, a jednak udało się przedłużyć Jej życie o kilkanaście lat. Nie była osobą wylewną, nie przytulała, nie chwaliła. Do wujka zwracała się "Jerzy". Pamiętam Ją jak stoi w kuchni, o kulach, niewprawnie kroi ciasto drożdżowe i zachęca mnie z uśmiechem do spróbowania. Chyba właśnie w ten sposób okazywała czułość. Wraz z Jej odejściem zgasła ostatnia iskierka, która była emanacją energii mojej nieżyjącej mamy, młodszej siostry cioci.
Wujek został na gospodarstwie. Mimo kłopotów ze zdrowiem, miał co ogarniać. W jego sytuacji trudno było mówić o spokojnej emeryturze. Autorytarny charakter niewiele ułatwiał. Pomocny we wzbudzaniu respektu u obcych, w kontakcie z najbliższymi budował wiele komplikujący dystans. "Jerzy" zmarł kilka dni temu. W ostatniej drodze towarzyszyli Mu strażacy w odświętnych strojach i ludzie, którzy ledwo pomieścili się w wiejskim kościółku. Stałam nad Jego grobem i myślałam, że takie wydarzenia za każdym razem - mimo mocno dorosłego wieku - odbierają mi kawałek dzieciństwa.
Coraz trudniej uwierzyć, że w ogóle je kiedyś miałam..
Dlaczego...
"Dlaczego mi to zrobiłeś, panie Hakiel?"
Jak co roku o tej porze i jak co roku niespodziewanie (no ja się zawsze dziwię) przyszła jesień. Upał zelżał, spacerować się nie chce, miód i imbir znikają ze sklepowych półek. Ludzie połączeni w pary spędzają wieczory przytuleni, czytając książki, stykając się stopami pod kocami, robiąc sobie herbatę z sokiem malinowym, nadrabiając serialowe zaległości, miziając się po głowach zgodnie z kierunkiem wzrostu włosa.
Zaszeregowani pojedynczo hodują dobry nastrój - sami sobie kupują puchate skarpetki, flanelowe piżamy, książki Jakuba Żulczyka, chodzą do kosmetyczki, na wieczory autorskie, pracują dodatkowo wieczorami, czytają blogi pisane dowcipnie przez mądrzejszych od siebie. Przed snem afirmują miłość i dobrobyt. Bo przecież jak nie, jak tak? Aż do momentu, gdy na rubieżach internetu trafią na ofertę szkoły tanecznej, brzmiącą "taniec towarzyski dla singli"..
Zaszeregowani pojedynczo hodują dobry nastrój - sami sobie kupują puchate skarpetki, flanelowe piżamy, książki Jakuba Żulczyka, chodzą do kosmetyczki, na wieczory autorskie, pracują dodatkowo wieczorami, czytają blogi pisane dowcipnie przez mądrzejszych od siebie. Przed snem afirmują miłość i dobrobyt. Bo przecież jak nie, jak tak? Aż do momentu, gdy na rubieżach internetu trafią na ofertę szkoły tanecznej, brzmiącą "taniec towarzyski dla singli"..
Lekkoelho
Przeczytałam ostatnio na jakimś blogu psychologiczno-biznesowym, że ludzie bardzo często chcieliby poprawić własną sytuację finansową, ale ich podejście do samego procesu oszczędzania/gromadzenia pozwala przewidzieć jego finał. W skrócie i uproszczeniu: jeden typ znajdując na ulicy 100 zł wzruszy ramionami i nie podnosząc banknotu pójdzie dalej (bo przecież takie pieniądze mu życia nie zmienią). Drugi zaś, choćby trafił na 10zł, ucieszy się (bo to zawsze coś!) i wrzuci gotówkę do skarbonki. No nie muszę pytać, któremu prawdopodobnie uda się zgromadzić pożądaną sumkę.
W relacjach jest dokładnie na odwrót - jeśli sięgasz po każdą wymiętoloną dychę, która wpadnie Ci w ręce i jeszcze się tym cieszysz, bo już taką masz "carpe diem" naturę, możesz przestać wierzyć, że kiedyś trafi Ci się sześć zer (oczywiście z jakimś gustownym przedrostkiem).
W relacjach jest dokładnie na odwrót - jeśli sięgasz po każdą wymiętoloną dychę, która wpadnie Ci w ręce i jeszcze się tym cieszysz, bo już taką masz "carpe diem" naturę, możesz przestać wierzyć, że kiedyś trafi Ci się sześć zer (oczywiście z jakimś gustownym przedrostkiem).
To nie jest recenzja..
BRIDGET JONES'S BABY. WERSJA LEKKOSTRAWNA 2.0
Jako, że film miał epicką promocję, nie będę wyjaśniać wszystkich zawiłości fabuły. Dość powiedzieć, iż opiera się ona o fakt pójścia głównej bohaterki do łóżka z dwoma różnymi facetami i to w odstępie tygodnia. Wegańskie prezerwatywy zawiodły, co skutkuje ciążą niewiadomego ojcostwa. Obaj "tatusiowie" ochoczo asystują Bridget przez okres dziewięciu miesięcy, mając w perspektywie badania DNA i nadzieję, że właśnie On/On okaże się szczęśliwym sprawcą. To z kolei pozwoli Mu/Mu żyć długo i szczęśliwie u boku dużo szczuplejszej i inteligentniejszej (niż miało to miejsce w poprzednich dwóch częściach) matki spontanicznego Malucha.
Zanim przejdę do sedna - kogoś oburza rozwiązłość 43-letniej bohaterki? Seks z dwoma różnym facetami w odstępie tygodnia? A czemu nie? Owszem, kobieta (tym bardziej singielka) też człowiek, a od "czarnego protestu" można powiedzieć #potwierdzoneinfo.
Jako, że "życie życie" rzadko "jest nobelon", o filmie niech każdy sądzi, co chce. Ja tu tylko zostawię własną real-wersję dwóch romantycznych absztyfikantów. Księżniczki oczekujące na księcia uprasza się o zasłonięcie oczu
;-)

Jack, z którym nasza bohaterka przespała się jako pierwszym w kolejności, okazałby się singlem z niedawnego odzysku. W trakcie spontanicznej nocy z czułą i namiętną Bridget, poczuł jak wraca do gry. Po sugestii kobiety, że chyba należałoby coś przyodziać, powiedziałby z uśmiechem "nie przepadam", a jej głupio byłoby tłumaczyć, że zagrożeniem jest nie tylko ciąża, ale i choroby weneryczne. Nie chciała być tą, która psuje nastrojowe okoliczności przyrody, w końcu krótko się znają, a w głowie tańczy wino. Rano Jack zaproponowałby kawę, a potem obdarzyłby Bridget kolejnym uśmiechem i uprzejmym stwierdzeniem: "dziękuję za bardzo miły wieczór". Po kwadransie zamówiłby jej taksówkę. W głowie miałby już wycieczkę motocyklową po Czarnogórze i serię relacji damsko-męskich bez zobowiązań (szczególnie z jego strony). Odnaleziony przez internet i poinformowany przez incydentalną kochankę o ciąży, najpierw w ogóle nie połączyłby tego faktu ze sobą. Następnie popadł w stópor, że jak to, że jego kawalerskie życie nie może się tak po prostu skończyć.. Słysząc, że jest jeszcze jeden Skywalker, odetchnąłby z ulgą i umył ręce. Ewentualnie zaproponował zrzutę na zagraniczne tabletki.
Mark, z którym Bridget przespała się na wyjazdowych chrzcinach dziecka przyjaciółki, w realu okazałby się ojcem nieletniej pociechy, szukającym odmiany od małżeńskiego życia. Podczas upojnej nocy spędzonej z naszą bohaterką nie chciał użyć prezerwatywy, bo z żoną uprawiają stosunki przerywane i to się jakoś sprawdza. Bridget zaś oszołomiona spożytym winem i niskim głosem przystojniaka nie śmiała nalegać. Poinformowany o ciąży, zbladłby, przed oczami przesunęłyby mu się 33 sceny z życia, po czym przestawiłby się na opcję "a to na pewno moje?". Słysząc, że jest jeszcze jeden Skywalker, odetchnąłby z ulgą i umył ręce. Ewentualnie zaproponował zrzutę na zagraniczne tabletki.
Tak to widzę.
I nie płakać mi tu, tylko się zabezpieczać...póki to jeszcze legalne...
Ostatnio...
Ostatnio tyle piszę zawodowo, że na lekkostrawne wynurzenia nie starcza mi już ani rąk, ani umysłowej potencji.
Bieżącej sytuacji społeczno-politycznej komentować nie zamierzam, bo nie chcę odstawać poziomem refleksji od tych wszystkich prawdziwych publicystów i obserwatorów świata, których kocham, szanuję oraz którym zazdroszczę bystrości i językowego ogarnięcia.
W telewizji macanka z dwoma odcinkami "Belfra" - nie ma co bić liter, pożyjemy zobaczymy. W kinie Beksińscy, Wołyń i "Sekretne życie zwierząt" - żadnego póki co nie widziałam, więc się nie wypowiem.
Rozluźniam swoją emocjonalną relację z YT na rzecz Mistera Spotifaja, który choć jest płatny, to zawsze dostępny i dostarcza, czego zapragnę, co dla kobiety w moim położeniu ma zasadnicze znaczenie, ale żeby zaraz o tym pisać?
O pogodzie również uzewnętrzniać się słabo, bo wszyscy zauważyli, że piździ jakby cała Polska nagle przeniosła się w kieleckie. Posmarkane chusteczki higienicze ścielą się ludziom pod nogami, niby te liście z drzew opadłe.
Kwestii mody jesiennej też lepiej nie poruszać, bo wiadomix, że wychodząc do fabryki, najchętniej założyłabym na siebie dwie kołdry, a na stopy wszystkie skarpety, jakie obecnie znajdują się na stanie tego bloku, więc tyle o mnie w temacie "glamour".
Przygnębia również brak stałego dostępu do odnawialnych źródeł energii i choć "dziś zaczęli grzać", to jednak nie to samo, co czyjeś szerokie i gościnne ramiona.
Bieżącej sytuacji społeczno-politycznej komentować nie zamierzam, bo nie chcę odstawać poziomem refleksji od tych wszystkich prawdziwych publicystów i obserwatorów świata, których kocham, szanuję oraz którym zazdroszczę bystrości i językowego ogarnięcia.
W telewizji macanka z dwoma odcinkami "Belfra" - nie ma co bić liter, pożyjemy zobaczymy. W kinie Beksińscy, Wołyń i "Sekretne życie zwierząt" - żadnego póki co nie widziałam, więc się nie wypowiem.
Rozluźniam swoją emocjonalną relację z YT na rzecz Mistera Spotifaja, który choć jest płatny, to zawsze dostępny i dostarcza, czego zapragnę, co dla kobiety w moim położeniu ma zasadnicze znaczenie, ale żeby zaraz o tym pisać?
O pogodzie również uzewnętrzniać się słabo, bo wszyscy zauważyli, że piździ jakby cała Polska nagle przeniosła się w kieleckie. Posmarkane chusteczki higienicze ścielą się ludziom pod nogami, niby te liście z drzew opadłe.
Kwestii mody jesiennej też lepiej nie poruszać, bo wiadomix, że wychodząc do fabryki, najchętniej założyłabym na siebie dwie kołdry, a na stopy wszystkie skarpety, jakie obecnie znajdują się na stanie tego bloku, więc tyle o mnie w temacie "glamour".
Przygnębia również brak stałego dostępu do odnawialnych źródeł energii i choć "dziś zaczęli grzać", to jednak nie to samo, co czyjeś szerokie i gościnne ramiona.
I tak bym jeszcze mogła wymieniać, o czym nie napiszę, ale kto to potem przeczyta...
Po wyjściu...
Po wyjściu na spacer z psem, w niedzielę około południa, kiedy to 2 października termometr wskazuje 20 stopni, dzieci radośnie pomykają na rowerkach i hulajnogach, mężczyźni wracają z Żabki z sześciopakami szczęścia, samochodów na osiedlu jak na lekarstwo, zaś liście ścielą się barwnym dywanem pod stopami, kasztany połyskującym brązem zachęcają do zbierania, a na niebie puchate chmury układają w kojący kształt mlecznej pianki, mam tylko jedną refleksję - świat jebie rosołem.
Reminiscencje..
Reminiscencje weekendowe.
Łódź. Sobota, wczesne popołudnie, tramwaj nr 11 w stronę centrum. Wyczuwam okazję i siadam przed dwiema potarganymi i wyraźnie wczorajszymi, w wieku - prawdopodobnie - późno gimnazjalnym.
- E..pokaż tą torbę
- Ale po co?
- No pokaż co masz w środku.
- Nic nie mam, pusta jest
- Pusta?
- No pusta..zostawiłam kosmetyczkę u Darka..nic nie mam, pudru nie mam
- No jak nie masz? Przecież masz
- No mam, ale chiński, a w kosmetyczce mam orginalny z rosmana..
- A..no to .uj..
- E..pokaż tą torbę
- Ale po co?
- No pokaż co masz w środku.
- Nic nie mam, pusta jest
- Pusta?
- No pusta..zostawiłam kosmetyczkę u Darka..nic nie mam, pudru nie mam
- No jak nie masz? Przecież masz
- No mam, ale chiński, a w kosmetyczce mam orginalny z rosmana..
- A..no to .uj..
Siedzę...
Siedzę pod sekretariatem w urzędzie, celem złożenia brakującego dokumentu, który umożliwi mi otrzymanie świadczenia #500plus("piencet"?). Za zamkniętymi drzwiami obsługiwani są kolejni petenci. 50 minut już siedzę pod tymi wrotami z dykty. Wiem wszystko o wszystkich. Nie prosiłam się o tę wiedzę..
Na pewnym...
Na pewnym etapie terapii dostałam zadanie wykonania drzewa "psychologicznego" mojej rodziny. Po tym jak odrobiłam pracę domową i wstępnie omówiłam ją na kolejnej sesji, uświadomiłam sobie, że największy wpływ miały na mnie obie babcie, mama i relacje między tymi trzema kobietami. A gdy dotarła do mnie stara prawda, iż dziedziczymy cechy po co drugim pokoleniu, przeraziłam się nie na żarty..
Babcia ze strony taty przez całe dzieciństwo opiekowała się młodszym rodzeństwem, pracowała ciężko w gospodarstwie i nigdy nie zaznała czułości ze strony matki. Za mąż wyszła trzy tygodnie po tym, jak poznała swojego narzeczonego. Nie dlatego, że zapałali względem siebie tak intensywnym uczuciem. Po prostu po wojnie byli podobno jedynymi wolnymi dwudziestoparolatkami w okolicy, więc sytuacja obojga niebezpiecznie ocierała się o staropanieństwo i kawalerstwo.. Wszystko to, co dostali na wesele, zabrała prababcia. Niedługo później przeprowadzili się z dziadkiem do Łodzi, gdzie ruszał przemysł włókienniczy i było łatwo o pracę. Zamieszkali w wynajętym pokoju, tak małym, że dwa łóżka dzieliła wąska ścieżka, a miejsca zostawało tylko na stół i szafę. Bez wygód. Dziadek zaczął hodować gołębie, robił to prawie do śmierci. Podobno gdy babcia zaszła w pierwszą ciążę, mąż zamykał ją na klucz w domu i szedł w miasto. Po urodzeniu pierworodnego rodzice wywieźli go na wieś, sami zostając w Łodzi by pracować. Chłopiec zachorował na zapalenie opon mózgowych i zmarł. Podobno nie pojechali na pogrzeb.. Potem babcia wiele razy roniła, aż stał się cud i na świat przyszedł mój tata.
Role w trzyosobowej rodzinie szybko zostały ustalone. Babcia, jako że skończyła siedem klas szkoły powszechnej, miała za nic dziadka, któremu ledwie udało się skończyć dwie.. I tak było do końca - babcia rządziła i pomiatała, dziadek stawał się - na złość - coraz bardziej uciążliwy, manifestując pogłębiającą się hipochondrię. Jedyne, co ich łączyło to niechęć do wspólnych wrogów - czy to prawdziwych, czy urojonych. Co ciekawe, oboje z dziadkiem niewolniczo wypełniali swoje "obowiązki", szczególnie wobec rodziny ze strony babci. W czasie urlopów jeździli na wieś i ciężko pracowali w polu i gospodarstwie, nigdy niczego nie dostając w zamian. Jedynym majątkiem, jaki zgromadzili, była posesja, która kupili za odszkodowanie po wypadku babci w fabryce. Trzy urwane palce prawej ręki nie zwolniły żelaznego uścisku, jakim dzierżyła władzę w domu.
Moi rodzice po ślubie zamieszkali z dziadkami. Mama z wielkim brzuchem na kolanach szorowała podłogę. Babcia wszystko wiedziała lepiej, tata miał jej oddawać pensję. Młodzi szybko wynajęli małe mieszkanko. Podobno mniej więcej rok po moim urodzeniu mama znów zaszła w ciążę, ale teściowa tak intensywnie przekonywała ją, że za nic nie poradzi sobie z dwójką dzieci, że mama poddała się aborcji. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczyła.. Babcia nie garnęła się jakoś specjalnie do pomocy przy wnukach (brat pojawił się na świecie prawie trzy lata po mnie, siostra osiemnaście). Kiedyś leżałam chora w łóżku i przyszła mnie odwiedzić pod nieobecność pracujących rodziców. Byłam w czwartej, może piątej klasie. Usłyszałam wtedy, że moja mama złapała tatę "na brzuch" i gdyby nie ja, nigdy nie zgodziłaby się na ich małżeństwo.. Wieczorem poryczałam się i opowiedziałam o tym rodzicom. Awanturę słyszała cała ulica.
Sama babcia wyglądała dość niepozornie - była niziutka, miała bardzo gęste krótkie włosy, szczupłe nogi i duże piersi. Gardziła modą i nigdy się nie stroiła. Gospodynią była mocno średnią. Na jej stole dla gości lądowała konserwa turystyczna i masło roślinne, w Wigilię zimne ryby usmażone kilka godzin wcześniej..
Kiedy mama zachorowała na raka babcia uznała, że to kolejna fanaberia. Gdy mama umarła pomyślałam, że oddałabym życie babci i dziadka za jej życie. Kiedy dziadek po raz kolejny trafił do szpitala i sytuacja okazała się poważna, babcia skonstatowała "No szkoda.. zawsze to jednak dwie renty". Gdy umarła, najbardziej przykro było mi z powodu taty. Zostały po niej zwoje tanich rajstop, stara pościel zjedzona przez mole i zdjęcia. W pamięci - smak wołowych ozorków, jajecznicy z najbardziej żółtych jajek jakie widziałam w życiu i czekoladowego bloku + to, co powyżej.
Czy jestem do niej podobna?
cdn.
W celach...
W celach zawodowych szukam szerszych informacji na temat filmów, w których zagrał Wojciech Malajkat. Wpisuję w wyszukiwarkę "Piękna nieznajoma" (1992r., reż. Jerzy Hoffman, na podstawie opowiadania Lwa Tołstoja) i co widzę? W pierwszej trójce link "Łechtaczka, czyli piękna nieznajoma".
Wysoka pozycja, że się tak wyrażę..
Poranek...
Poranek na Mokotowie. Matka biega oszalała ścieląc łóżko, kręcąc loka, pijąc kawę i prasując obcisłą spódnicę. Przez otwarte drzwi balkonowe wpadają - być może - ostatnie ciepłe promienie słońca tej lato-jesieni. Wtem, do uszu domowników docierają nerwowe trąbienie i krzyki.
Matka (przebywając akurat w sypialni): Co to za rozróba na osiedlu?
Syn (ze stoickim spokojem): A.. kierowcy się kłócą
Matka: W sensie "Ty ch..u zajechałeś mi drogę. A nie, bo Ty, ch...u, mi zajechałeś skręcając w lewo"?
Syn (ze stoickim spokojem): No, mniej więcej. Chociaż krzyczy tylko jeden. Ten drugi, w Audi, się nie odzywa.
Matka: W Audi i się nie odzywa!? A, to pewnie zaraz wysiądzie i zastrzeli tamtego..
Syn (z niezmiennie stoickim spokojem): Mhm...
Matka (przebywając akurat w sypialni): Co to za rozróba na osiedlu?
Syn (ze stoickim spokojem): A.. kierowcy się kłócą
Matka: W sensie "Ty ch..u zajechałeś mi drogę. A nie, bo Ty, ch...u, mi zajechałeś skręcając w lewo"?
Syn (ze stoickim spokojem): No, mniej więcej. Chociaż krzyczy tylko jeden. Ten drugi, w Audi, się nie odzywa.
Matka: W Audi i się nie odzywa!? A, to pewnie zaraz wysiądzie i zastrzeli tamtego..
Syn (z niezmiennie stoickim spokojem): Mhm...
Tymczasem...
Tymczasem w pewnej lewackiej rodzinie, w której rozmawia się o seksie, przeklina przy dzieciach, słucha hip-hopu i nie zawsze jest obiad:
Matka wzięła prysznic i pierwszy raz w życiu łazi po mieszkaniu w ręczniku oraz podśpiewuje pod wąsem..
Syn (obserwując) : Powiedziałbym "odziej się", ale nie mam kompetencji
Matka wzięła prysznic i pierwszy raz w życiu łazi po mieszkaniu w ręczniku oraz podśpiewuje pod wąsem..
Syn (obserwując) : Powiedziałbym "odziej się", ale nie mam kompetencji
W fabryce...
W fabryce, przy oglądaniu materiału do emisji.
- Ej, jak zapłacisz stówę to podpiszemy Beatę Kozidrak twoim nazwiskiem
- Stówa.. stówa.. Skąd ja wezmę stówę? O! Może ktoś mi da jak mu pokażę cycki?
Kolega: Cycki? Czekaj, to ja ci dam dwie stówy!
- Ej, jak zapłacisz stówę to podpiszemy Beatę Kozidrak twoim nazwiskiem
- Stówa.. stówa.. Skąd ja wezmę stówę? O! Może ktoś mi da jak mu pokażę cycki?
Kolega: Cycki? Czekaj, to ja ci dam dwie stówy!
Brat...
Brat mojej babci mieszkał we wsi oddalonej o 50 kilometrów od Łodzi, w gospodarstwie, które wraz z żoną przejęli po pradziadkach. Bratowa babci była najmniej zaangażowaną gospodynią, jaką widział świat. Spała pod pierzyną, na łóżku ustawionym za szafą i przesiadywała w letniej kuchni, patrząc na kury i kaczki łażące po całym obejściu.
Mimo wszystko Ktoś postanowił ich obdarzyć trzema synami. Gdy najstarszy z nich dorósł, wyjechał do Katowic, założył rodzinę i został tatą dwóch dziewczynek. Do dziś pamiętam smak klusek śląskich, które jego żona, ciocia Bernadetta, nauczyła robić moją mamę. Młodsi bracia wujka, bliźniacy, różnili się od siebie tak bardzo jak to tylko możliwe. Jeden był wiejskim zawadiaką, miał nieślubne dziecko i szybko został alkoholikiem. Staczał się jednostajnie i z dużym zaangażowaniem. Kiedy zamykam oczy widzę krępego mężczyznę o wiecznie czerwonej twarzy. Zapił się na śmierć.
Drugi z bliźniaków nosił wąsik i swetry zapinane na trzy guziki, spod których zawsze wystawała koszula z kołnierzykiem. Całe życie pracował w okienku informacji autobusowej na dworcu Łódź Fabryczna, a na imieniny babci niezmiennie kupował jej perfumy „Być może”. Kiedy zbliżało się „Heleny”, mój dziadek, który ukończył dwie klasy szkoły powszechnej i na niczym się nie znał, zwykł mawiać: „w sobotę przyjedzie ten pederasta” uśmiechając się przy tym wymownie. Tajemnicą poliszynela było, że wujek od wielu lat mieszka z mężczyzną. Co jakiś czas zastanawiam się, co się z nim stało gdy wujek umarł. Nigdy nie poznałam tego człowieka, nigdy nas razem nie odwiedzili. Szkoda..
Piątkowy...
Piątkowy wieczór, długa kolejka do kasy w Biedrze. Za mną małżeństwo po 60-tce. Pani ufryzowana na wysoki połysk, w sukience w panterkę i gustownie wsuwanych szpileczkach. Pan w jasnej koszuli rozpiętej pod szyją, na przegubie lewej ręki duży zegarek, w garści saszetka. Żona powoli wyciąga sprawunki z koszyka i układa na taśmie. Mąż instruuje - dzieli i rządzi.
- Zobacz, Zenuś – mówi Pani, wskazując na wiszące nad kasjerką niczym świąteczna jemioła maszynki do golenia – Może weźmiemy dla ciebie?
- No coś ty.. Przecież to jest MACZ ŁAN, a ja potrzebuję to inne MACZ
- Zobacz, Zenuś – mówi Pani, wskazując na wiszące nad kasjerką niczym świąteczna jemioła maszynki do golenia – Może weźmiemy dla ciebie?
- No coś ty.. Przecież to jest MACZ ŁAN, a ja potrzebuję to inne MACZ
Pędzę...
Pędzę przez park truchtem małej świnki, bo zaraz spóźnię się na manicure, gdy wtem, z bocznej alejki dołączają Ona i On. Na oko po jakieś 10-11 lat. Oboje ładni, zadbani, w konwersach czy innych niubalansach. Ona ma długie blond włosy, w które wpleciono kolorowe warkoczyki. On pręży cherlawą pierś i podejmuje końskie zaloty. A to Ją popchnie, a to złapie za kosmyk, a to stuknie w plecak. Ona trochę protestuje, ale trochę się śmieje - zadowolona. Obserwuję ich z rozrzewnieniem. Nagle On jakby nabiera powietrza i.. pluje w Jej stronę. Ona odskakuje. Nie jestem pewna czy zdążyła. Próbuje Go odepchnąć, On chichocze i odbiega o kilka kroków. Wtedy się z Nią zrównuję, nie wytrzymuję i mówię:
- Trochę to słabe, że On na Ciebie napluł.. Facet nie powinien robić takich rzeczy kobiecie..
A Ona, jakby lekko wyrwana z tego onieśmielenia zakusami ze strony chłopaka, patrzy na mnie i kiwając głową mówi:
- No.. - i ta Jej ładna buzia wyraźnie smutnieje.
- Trochę to słabe, że On na Ciebie napluł.. Facet nie powinien robić takich rzeczy kobiecie..
A Ona, jakby lekko wyrwana z tego onieśmielenia zakusami ze strony chłopaka, patrzy na mnie i kiwając głową mówi:
- No.. - i ta Jej ładna buzia wyraźnie smutnieje.
Naprawdę nie wszystkie jesteśmy/musimy być w towarzyskiej (i relacyjnej) strefie Schengen..
PS. Na manicure zdążyłam..
W przestronnym...
W przestronnym ogródku na tyłach stylowej knajpki powoli zbierali się ludzie. Co tydzień w niedzielę serwowano tu wymyślne specjały (w cenie 8zł za danie), które – na równi z trawą i trampoliną - przyciągały rodziny z małymi dziećmi. Kamienną ścieżką między rabatkami, pchając przed sobą gustowny wózek, szła elegancka kobieta. Wewnątrz coś kwiliło. Jako, że kwiliło coraz wyraźniej, kobieta - po zajęciu czteroosobowego stolika - postanowiła sprawdzić pieluszkę.
- Hmm.. Nie ma stolca – powiedziała do swojej kilkumiesięcznej pociechy (no mam nadzieję, że to nie było do mnie, siedzącej nieopodal). Dziecko zapłakało wyraźniej. Kobieta poczęła energicznie wywijać wózkiem do przodu i do tyłu.
- Nie myśl sobie, że będę cię nosić – powiedziała do wnętrza wózka (tym razem zdecydowanie nie do mnie). Rzeczywiście, po kolejnych dziesięciu minutach bujania młodzież zamilkła. Tymczasem ścieżką zbliżał się – na oko – siedmiolatek. W prawej dłoni niósł szklankę z grubego szkła, w trzech czwartych wypełnioną sokiem.
- Wylejesz – zwróciła się do niego kobieta.
- Nieeee.. - odrzekł z przekonaniem chłopiec i sięgnął do wózeczka
- Nie naciskaj go na brzuch, przed chwilą jadł! - upomniała go kobieta
- A co jadł?
- No jak to co? Butelkę!
- Hmm.. Nie ma stolca – powiedziała do swojej kilkumiesięcznej pociechy (no mam nadzieję, że to nie było do mnie, siedzącej nieopodal). Dziecko zapłakało wyraźniej. Kobieta poczęła energicznie wywijać wózkiem do przodu i do tyłu.
- Nie myśl sobie, że będę cię nosić – powiedziała do wnętrza wózka (tym razem zdecydowanie nie do mnie). Rzeczywiście, po kolejnych dziesięciu minutach bujania młodzież zamilkła. Tymczasem ścieżką zbliżał się – na oko – siedmiolatek. W prawej dłoni niósł szklankę z grubego szkła, w trzech czwartych wypełnioną sokiem.
- Wylejesz – zwróciła się do niego kobieta.
- Nieeee.. - odrzekł z przekonaniem chłopiec i sięgnął do wózeczka
- Nie naciskaj go na brzuch, przed chwilą jadł! - upomniała go kobieta
- A co jadł?
- No jak to co? Butelkę!
To był...
To był przystanek autobusowy przy najpopularniejszym w mieście rynku mięsno-owocowo-warzywno-tekstylnym (+ wieńce nagrobne i wiązanki ślubne). Gdy podjechała mroczna kurzem 50-tka, w reklamówkach oczekującego na nią tłumu pomidory zaczynały już nabierać wody, chleb się starzał, jajka zaś przybierały formę „lekko ścięte”. Drzwi otworzyły się i wsiedli – mężczyźni, kobiety, chłopiec z rowerkiem co chwila strofowany przez matkę. Podjęli wdech i zaciągnęli się zapachem siedzeń, uchwytów i wyściółki podłogowej, w których musiało się toczyć życie równoległe. Biletomat wyświetlał szczery komunikat „nieczynny”, co ciekawe - nikt nawet nie zbliżył się do żadnego z trzech kasowników.
Wszyscy pasażerowie, jak jeden mąż, mieli szare twarze. Byli albo nienaturalnie otyli, albo niezdrowo chudzi. Mieli na sobie: syntetyczne podkoszulki, sukienki w barwne maziaje, para-bawełniane rybaczki, cętkowane legginsy, kamizelki z mnóstwem kieszeni. Może to ten zapach autobusu zmieszany z wilgocią tłumu tak na niego wpływał, ale nikt na nikogo nie patrzył, do nikogo się nie uśmiechał, z nikim nie rozmawiał.
Po kilku przystankach bystre oko Obserwatorki wyłowiło jedną osobę, która – choć wyglądała jak wszyscy dookoła - zdawała się mieć burzliwsze życie wewnętrzne, na co mogła wskazywać wykonywana czynność. Otóż mężczyzna ów czytał. Chwila na wyłapanie ostrości. Gazeta. Nagłówek? „Ranking najlepszych nóg polskiego showbiznesu”. Pora wysiadać.
Plac...
Plac zabaw. Milion dzieciaków. Jedna pani poprawia synowi majtasy, opuszczając mu spodnie aż do kolan. Inna próbuje spacyfikować drącą się od sryliona minut córkę. Generalnie samce i samice podążają za galopującym potomstwem. Na ławce obok mnie siedzi babcia. Rozmawia z wnukiem, na oko dziewięcioletnim, który jakoś nie chce puścić się jej dżinsów w kolorze "różycki denim".
- No idź, Szymonek, oblukaj jakąś koleżankę i się pobaw.
10 minut później dobiega mnie głos Szymonka, który - zgodnie z sugestią babci - właśnie nawiązuje pierwszą znajomość.
- A pani jest podobna do mojej pani od gimnastyki! Ona też jest taka gruba..
- No idź, Szymonek, oblukaj jakąś koleżankę i się pobaw.
10 minut później dobiega mnie głos Szymonka, który - zgodnie z sugestią babci - właśnie nawiązuje pierwszą znajomość.
- A pani jest podobna do mojej pani od gimnastyki! Ona też jest taka gruba..
Sierpień...
Sierpień, roku pamiętnego. Siedzę na kanapie, na kolanach trzymam wiadro gorącej herbaty z miodem i cytryną, w dresie, w którym wyglądam tak, że bardzo trudno wyczuć piniądz, w onucach z haemu, radio czilizet podgrzewa powietrze aksamitnym głosem prowadzącej, dziury w oknach poutykane sierścią psa pospiesznie zebraną z dywanu, szparę pod drzwiami wejściowymi zasłania gruby koc w tygrysy. Wmawiam sobie, że to jeszcze nie jesień mojego życia, ale wychodzi różnie.. Wtem, z otępienia wyrywa mnie sygnał przychodzącego maila. „Masz dosyć letnich upałów? Wypróbuj odmładzanie zimnem!”.
Był...
Był ciepły, letni wieczór. Łodzianie ochoczo ściągali w tę piękną część miasta, gdzie nastrojowa powaga kamienic mieszała się z energią ludzi, dzieci i zwierząt parzystołapnych. Przyjaciółki od – jak ostatnio policzyły – 30 lat, siedziały wygodnie w fotelach i opowiadały sobie ostatnie tygodnie życia. Gdyby nie fakt, że jedna z nich miała przed sobą ponad stukilometrową podróż pociągiem do domu, mogłyby tak siedzieć i kontemplować – czas, smaki, zapachy, architekturę, wzajemną obecność. Uśmiechały się błogo. Było po prostu i d e a l n i e.
- Oessssuuu... bożeeee...ta Łódź to jakiś kompletny peerel.. mówię ci, ku*wa, tu w ogóle nie ma co robiiiić.. nuda taka.. pfff... straszne miasto.. a brzydkie takie, że sobie nie wyobrażasz...dżizasss..- dobiegło ich z sąsiedniego stolika.
- To co – westchnęła Przyjaciółka 1 do Przyjaciółki 2 – Ty przytrzymasz szmatę, a ja ją dźgnę nożem, czy odwrotnie?
- Oessssuuu... bożeeee...ta Łódź to jakiś kompletny peerel.. mówię ci, ku*wa, tu w ogóle nie ma co robiiiić.. nuda taka.. pfff... straszne miasto.. a brzydkie takie, że sobie nie wyobrażasz...dżizasss..- dobiegło ich z sąsiedniego stolika.
- To co – westchnęła Przyjaciółka 1 do Przyjaciółki 2 – Ty przytrzymasz szmatę, a ja ją dźgnę nożem, czy odwrotnie?
Tramwaj...
Tramwaj rzeczny „Słonka” czekał na brzegu na podróżnych. Wśród już zasiadających na pokładzie był Pan Żul. Pan postanowił zagaić do dwóch dwudziestolatek robiących sobie z przejęciem zdjęcia na tle brunatnej tafli Wisły.
- Który raz Panie płyną?
- Pierwszy – zachichotały Panie, nie przerywając fotografowania
- Bo, widzą Panie, ja to pływam często. Jak mi czas pozwala. A czas mam bo obecnie nie pracuję. Jestem też osobą bezdomną, ale nie proszę nikogo o pieniądze. Zbieram i sprzedaję. Jak sprzedam to jem, czasami ktoś coś da. A taki silnik Panie kiedyś widziały?
- Nie – chichotały dalej Panie
- A ja znam. Nie takie w życiu widywałem. Ten jak zacznie pracować to jakby czajnik gotował wodę na herbatę. Miałem do czynienia z różnymi silnikami. Ale obecnie jestem alkoholikiem i nie wstydzę się do tego przyznać.
Nagle tramwajem zakołysało i rozległ się huk rozrusznika
- O! – wykrzyknął Pan Żul wyraźnie podekscytowany – ruszamy! No, to teraz wsteczny i do przodu!
- Który raz Panie płyną?
- Pierwszy – zachichotały Panie, nie przerywając fotografowania
- Bo, widzą Panie, ja to pływam często. Jak mi czas pozwala. A czas mam bo obecnie nie pracuję. Jestem też osobą bezdomną, ale nie proszę nikogo o pieniądze. Zbieram i sprzedaję. Jak sprzedam to jem, czasami ktoś coś da. A taki silnik Panie kiedyś widziały?
- Nie – chichotały dalej Panie
- A ja znam. Nie takie w życiu widywałem. Ten jak zacznie pracować to jakby czajnik gotował wodę na herbatę. Miałem do czynienia z różnymi silnikami. Ale obecnie jestem alkoholikiem i nie wstydzę się do tego przyznać.
Nagle tramwajem zakołysało i rozległ się huk rozrusznika
- O! – wykrzyknął Pan Żul wyraźnie podekscytowany – ruszamy! No, to teraz wsteczny i do przodu!
Przy...
Przy jednym ze stolików w kawiarni siedzi filigranowa, eteryczna blondynka o dużych oczach i zamglonym spojrzeniu. W drobnych palcach obraca długopis, rozgląda się, wyraźnie szuka inspiracji. Może pisze lajfstajlowego bloga? Może pierwszą powieść kryminalną, która dziać się będzie w wielkomiejskich zewnętrzach? Może ma zamiar wziąć udział w slamie poetyckim? Może zaproponowano jej publikację artykułu w którymś z lewicowych portali i czeka na przypływ weny? W pewnym momencie wstaje i odchodzi. Skręca mnie z ciekawości, tym bardziej, że zostawiła zapisaną kartkę. Przeciskam się między stolikami i na sekundę zawieszam wzrok na drobnym piśmie:
"sześciopak Żubra, chipsy paprykowe, 20 deko tyrolskiej, chleb, żółty ser".
"sześciopak Żubra, chipsy paprykowe, 20 deko tyrolskiej, chleb, żółty ser".
Idę...
Idę z psem. Przede mną takie Dwie, wiek między 25 a 35 (wyglądają na systematycznie marynowane więc trudno doprecyzować). Jedna pali. Druga trzyma reklamówkę pełną piwa. Posuwają się z prędkością i gracją wózka widłowego na ruchomych piaskach. Czuć charakterystyczną bryzę.
- No i ja mu mówię, że potrzebuję 3 tysiące na szkołę... No i on mi dał.. - mówi Jedna, z fantazyjną kitką
- No.. - przytakuje Druga, dźwigająca swój piwny krzyż.
- Ja w miesiącu potrafiłam mieć 8 tysięcy
- No...to dobrze...że dawał
- No, ale ja do żadnej szkoły nie chodziłam..
Pies przystanął na siku - straciłam je bezpowrotnie..
- No i ja mu mówię, że potrzebuję 3 tysiące na szkołę... No i on mi dał.. - mówi Jedna, z fantazyjną kitką
- No.. - przytakuje Druga, dźwigająca swój piwny krzyż.
- Ja w miesiącu potrafiłam mieć 8 tysięcy
- No...to dobrze...że dawał
- No, ale ja do żadnej szkoły nie chodziłam..
Pies przystanął na siku - straciłam je bezpowrotnie..
Warszawskie...
Warszawskie ZOO, środek tygodnia, gorąco, dzieciarni full.
Dobiega mnie głos dwóch długowłosych blondynek (14+ w sportowych kurtkach i spodenkach ledwie zakrywających pośladki)
- O jeeeej..jaka słodka małpka, jak fajnie sieeedzi.. jeeeej.. widziałaaaaś? To chyba goryl..odwróć się do nas..odwróć.. No i spierdolił!
Dobiega mnie głos dwóch długowłosych blondynek (14+ w sportowych kurtkach i spodenkach ledwie zakrywających pośladki)
- O jeeeej..jaka słodka małpka, jak fajnie sieeedzi.. jeeeej.. widziałaaaaś? To chyba goryl..odwróć się do nas..odwróć.. No i spierdolił!
Kładę...
Kładę sukienkę na wadze i mówię:
- Poproszę
Pan:
- Bardzo ładną pani wybrała, spośród tych wszystkich tu wiszących
- Dziękuję. Ile płacę?
- No właśnie..było miło, ale się skończyło. 4,29 zł.
- Dokładnie - niby sympatycznie, ale jak przychodzi do płacenia to człowiek człowiekowi 4,29.. Może ja założę od razu, tylko nie wiem, czy dekolt nie będzie z gatunku "zapraszam"
- Najwyżej pani pokaże, tzn. jeśli nie będzie z gatunku "zapraszam"
Weszłam do przebieralni, przyodziałam, jest ok, ale z tyłu wyłazi tasiemka
- Czy będzie pan tak miły i pozbawi mnie tej ozdoby?
- Z przyjemnością, tylko zaznaczę, że służy ona wieszaniu
- Wieszanie mam opanowane. Proszę ciąć.
Odwracam się, pan tnie.
- To ja tak ostrożnie, najwyżej pani poprawi w domu.
- Rzeczywiście, lepiej uważać, w końcu tnie pan blisko aorty..
No i tu już nie wytrzymaliśmy. Parsknęliśmy śmiechem. Ja i mój ulubiony pan 60+ ze sklepu z używanymi ciuchami
<3
- Poproszę
Pan:
- Bardzo ładną pani wybrała, spośród tych wszystkich tu wiszących
- Dziękuję. Ile płacę?
- No właśnie..było miło, ale się skończyło. 4,29 zł.
- Dokładnie - niby sympatycznie, ale jak przychodzi do płacenia to człowiek człowiekowi 4,29.. Może ja założę od razu, tylko nie wiem, czy dekolt nie będzie z gatunku "zapraszam"
- Najwyżej pani pokaże, tzn. jeśli nie będzie z gatunku "zapraszam"
Weszłam do przebieralni, przyodziałam, jest ok, ale z tyłu wyłazi tasiemka
- Czy będzie pan tak miły i pozbawi mnie tej ozdoby?
- Z przyjemnością, tylko zaznaczę, że służy ona wieszaniu
- Wieszanie mam opanowane. Proszę ciąć.
Odwracam się, pan tnie.
- To ja tak ostrożnie, najwyżej pani poprawi w domu.
- Rzeczywiście, lepiej uważać, w końcu tnie pan blisko aorty..
No i tu już nie wytrzymaliśmy. Parsknęliśmy śmiechem. Ja i mój ulubiony pan 60+ ze sklepu z używanymi ciuchami

I jak...
- I jak poszło? Złamałaś się?
- Nie. Na wszelki wypadek nie ogoliłam nóg..
- No wiesz, paradoksalnie (sprawdziłam na własnej skórze), kiedy się nóg nie ogoli to oni jakoś sami ciągną, jak do miodu!
- Eeee..ale tu nie chodzi o niego. Nie ogoliłam, żeby MNIE nie kusiło..
- Nie. Na wszelki wypadek nie ogoliłam nóg..
- No wiesz, paradoksalnie (sprawdziłam na własnej skórze), kiedy się nóg nie ogoli to oni jakoś sami ciągną, jak do miodu!
- Eeee..ale tu nie chodzi o niego. Nie ogoliłam, żeby MNIE nie kusiło..
Wieczorny...
Wieczorny spacer z psem dookoła bloku. Wychodzę zza węgła, patrzę, na murku, w ciemnościach siedzi pan. Nagle słychać brzęk tłuczonego szkła. Pan chyba nie wytrzymał napięcia i upuścił butelkę.
- Rozbiłem piwo - mówi z rezygnacją do kogoś drugiego
- Jareeeeeeek.. - odzywa się (po chwili ewidentnego siku w zaciszu zejścia do pomieszczenia gospodarczego) głos damski.
Po ogromie rozpaczy i rozczarowania zawartym w wypowiedzi wnoszę, że to musiała być #ostatniabuteleczkahrabiegobarrykenta...
- Rozbiłem piwo - mówi z rezygnacją do kogoś drugiego
- Jareeeeeeek.. - odzywa się (po chwili ewidentnego siku w zaciszu zejścia do pomieszczenia gospodarczego) głos damski.
Po ogromie rozpaczy i rozczarowania zawartym w wypowiedzi wnoszę, że to musiała być #ostatniabuteleczkahrabiegobarrykenta...
Kawiarnia..
Kawiarnia w centrum miasta.
- Czy smakowało?
- Bardzo. Wszystko ma pan takie dobre..?
- Hmm... Tak mi się wydaje (skromny uśmiech).
- To wspaniale! Będziemy przychodzić.
- Płatność gotówką czy kartą?
- Ja gotówką. Za herbatę i racucha. A koleżanka to nie wiem..
Koleżanka - Ja mogę się zbliżyć.. W sensie płatność kartą..
- Czy smakowało?
- Bardzo. Wszystko ma pan takie dobre..?
- Hmm... Tak mi się wydaje (skromny uśmiech).
- To wspaniale! Będziemy przychodzić.
- Płatność gotówką czy kartą?
- Ja gotówką. Za herbatę i racucha. A koleżanka to nie wiem..
Koleżanka - Ja mogę się zbliżyć.. W sensie płatność kartą..
Zauważyłam..
- Zauważyłam to od razu, gdy weszłyśmy. Laska z kitką wzięła go na zaplecze i powiedziała „Ej, to te dwie co to jedna z nich o ciebie pytała bo ta druga chciała wiedzieć kiedy tu bywasz i ja powiedziałam, że będziesz w środę i czwartek”. I, rozumiesz, chłopak czekał i czekał, a my nie przyszłyśmy. I wtedy go olśniło, że pytałyśmy w poniedziałek, a jaki dziś dzień jest? Poniedziałek. No i on tę koszulę wyprasował już wczoraj wieczorem i drugi raz, dla pewności, rano. A wiesz, dlaczego tak często wychodził na zaplecze? Bo ta z kitką go wołała cichaczem „Eeeej.. Marciiin.. chodź, popraw se włosy, bo ci tu jakiś bolekilolek stoi z tyłu”. I on chodził i poprawiał i dopytywał tej z kitką, co ona sądzi i jak mu idzie. I bardzo cię przepraszam, że zachowywałam się jak debilka, ale chodziło mi o to, abyś na mym tle wypadła brawurowo...tzn. jeszcze lepiej niż normalnie, bo przecież normalnie jesteś super.
- Czy my się zachowujemy infantylnie..?
- Infantylnie nie, tylko trochę głupkowato, ale czy całe życie musimy być takie w dupę ogarnięte?
- Czy my się zachowujemy infantylnie..?
- Infantylnie nie, tylko trochę głupkowato, ale czy całe życie musimy być takie w dupę ogarnięte?
Muszę...
- Muszę ci się do czegoś przyznać – szepnęła zawstydzona znad kubka sieciówkowej latte – Bo wiesz.. jakiś taki snuj mi się włączył. I myślę sobie, że fajnie byłoby gdyby on napisał: wpadnij, zobaczysz jak mieszkam. Moglibyśmy sobie tak posiedzieć, pogadać, zjeść coś, potem obejrzeć film, o którym ci mówiłam. Nie wiem.. porobić coś, bez napinki, przytulić się, za rękę potrzymać. Wyobrażam sobie, że przez okno wpada światło latarni. A o trzeciej nad ranem jemy jajecznicę i pijemy kawę.. Strasznie żenujące, ale..
- Rozumiem cię. No więc źródeł snuja jest kilka. Po pierwsze, co prawda nie ma zimy, ale zrobiło się naprawdę chłodno i ja sama marzę o tym, by wrócić do ciepłego domu, wejść pod koc i przytulić się do kogoś fajnego. Po drugie – w związku z punktem pierwszym - mamy taki trochę depresyjny nastrój i dlatego przychodzą nam do głowy podobne rzeczy..
- Spoko, zaraz się spoliczkuję i wszystko wróci do normy.
- Rozumiem cię. No więc źródeł snuja jest kilka. Po pierwsze, co prawda nie ma zimy, ale zrobiło się naprawdę chłodno i ja sama marzę o tym, by wrócić do ciepłego domu, wejść pod koc i przytulić się do kogoś fajnego. Po drugie – w związku z punktem pierwszym - mamy taki trochę depresyjny nastrój i dlatego przychodzą nam do głowy podobne rzeczy..
- Spoko, zaraz się spoliczkuję i wszystko wróci do normy.
Sto lat temu
Sto lat temu bo w 2011r. Kolejka po bilety w kinie:
Ona: I jak byliśmy na tym filmie to niedaleko nas siedziała Magda Cielecka
On: Kto?
Ona: No Cielecka, ta aktorka..
On: Nie znam
Ona: No, taka blondynka, kiedyś kojarzona z Chyrą
On: Niestety, nie znam
Ona: Cielecka gra w takim serialu "Hotel 52" na Polsacie
On: Nie mam Polsatu
Ona: I jak byliśmy na tym filmie to niedaleko nas siedziała Magda Cielecka
On: Kto?
Ona: No Cielecka, ta aktorka..
On: Nie znam
Ona: No, taka blondynka, kiedyś kojarzona z Chyrą
On: Niestety, nie znam
Ona: Cielecka gra w takim serialu "Hotel 52" na Polsacie
On: Nie mam Polsatu
Syzyf się tyle nie namęczył..
Subskrybuj:
Posty (Atom)