czwartek, 22 grudnia 2016

To nie jest recenzja..

BRIDGET JONES'S BABY. WERSJA LEKKOSTRAWNA 2.0
Jako, że film miał epicką promocję, nie będę wyjaśniać wszystkich zawiłości fabuły. Dość powiedzieć, iż opiera się ona o fakt pójścia głównej bohaterki do łóżka z dwoma różnymi facetami i to w odstępie tygodnia. Wegańskie prezerwatywy zawiodły, co skutkuje ciążą niewiadomego ojcostwa. Obaj "tatusiowie" ochoczo asystują Bridget przez okres dziewięciu miesięcy, mając w perspektywie badania DNA i nadzieję, że właśnie On/On okaże się szczęśliwym sprawcą. To z kolei pozwoli Mu/Mu żyć długo i szczęśliwie u boku dużo szczuplejszej i inteligentniejszej (niż miało to miejsce w poprzednich dwóch częściach) matki spontanicznego Malucha.
Zanim przejdę do sedna - kogoś oburza rozwiązłość 43-letniej bohaterki? Seks z dwoma różnym facetami w odstępie tygodnia? A czemu nie? Owszem, kobieta (tym bardziej singielka) też człowiek, a od "czarnego protestu" można powiedzieć #potwierdzoneinfo.
Jako, że "życie życie" rzadko "jest nobelon", o filmie niech każdy sądzi, co chce. Ja tu tylko zostawię własną real-wersję dwóch romantycznych absztyfikantów. Księżniczki oczekujące na księcia uprasza się o zasłonięcie oczu ;-)
Jack, z którym nasza bohaterka przespała się jako pierwszym w kolejności, okazałby się singlem z niedawnego odzysku. W trakcie spontanicznej nocy z czułą i namiętną Bridget, poczuł jak wraca do gry. Po sugestii kobiety, że chyba należałoby coś przyodziać, powiedziałby z uśmiechem "nie przepadam", a jej głupio byłoby tłumaczyć, że zagrożeniem jest nie tylko ciąża, ale i choroby weneryczne. Nie chciała być tą, która psuje nastrojowe okoliczności przyrody, w końcu krótko się znają, a w głowie tańczy wino. Rano Jack zaproponowałby kawę, a potem obdarzyłby Bridget kolejnym uśmiechem i uprzejmym stwierdzeniem: "dziękuję za bardzo miły wieczór". Po kwadransie zamówiłby jej taksówkę. W głowie miałby już wycieczkę motocyklową po Czarnogórze i serię relacji damsko-męskich bez zobowiązań (szczególnie z jego strony). Odnaleziony przez internet i poinformowany przez incydentalną kochankę o ciąży, najpierw w ogóle nie połączyłby tego faktu ze sobą. Następnie popadł w stópor, że jak to, że jego kawalerskie życie nie może się tak po prostu skończyć.. Słysząc, że jest jeszcze jeden Skywalker, odetchnąłby z ulgą i umył ręce. Ewentualnie zaproponował zrzutę na zagraniczne tabletki.
Mark, z którym Bridget przespała się na wyjazdowych chrzcinach dziecka przyjaciółki, w realu okazałby się ojcem nieletniej pociechy, szukającym odmiany od małżeńskiego życia. Podczas upojnej nocy spędzonej z naszą bohaterką nie chciał użyć prezerwatywy, bo z żoną uprawiają stosunki przerywane i to się jakoś sprawdza. Bridget zaś oszołomiona spożytym winem i niskim głosem przystojniaka nie śmiała nalegać. Poinformowany o ciąży, zbladłby, przed oczami przesunęłyby mu się 33 sceny z życia, po czym przestawiłby się na opcję "a to na pewno moje?". Słysząc, że jest jeszcze jeden Skywalker, odetchnąłby z ulgą i umył ręce. Ewentualnie zaproponował zrzutę na zagraniczne tabletki.
Tak to widzę.
I nie płakać mi tu, tylko się zabezpieczać...póki to jeszcze legalne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz