Pewni ludzie są w Twoim życiu od zawsze. Nie zastanawiasz się już nawet skąd się wzięli, a na co dzień - nie dociekasz, co u nich. Do momentu, gdy okazuje się, że odeszli.
Z dzieciństwa pamiętam wakacje i "Lato z radiem", które zawsze rozbrzmiewało w Ich domu. Ciepłe kakao i najlepszy pasztet z królika (z jajkiem na twardo), który robiła ciocia. W każde Święto Zmarłych, gdy już odwiedziliśmy grób dziadka na wsi, jechaliśmy do Nich na ciepły rosół, albo czerninę. Wciąż w ruchu, wciąż przy pracy. Wujek, jako hodowca i strażak, ciocia na etacie w miejscowym zakładzie produkcyjnym i niezmordowana gospodyni. Zdrowie Ich nie rozpieszczało. Pamiętam, jak moja mama walczyła o to, by ciocia poszła na operację. Tam się już działa prawdziwa tragedia, a jednak udało się przedłużyć Jej życie o kilkanaście lat. Nie była osobą wylewną, nie przytulała, nie chwaliła. Do wujka zwracała się "Jerzy". Pamiętam Ją jak stoi w kuchni, o kulach, niewprawnie kroi ciasto drożdżowe i zachęca mnie z uśmiechem do spróbowania. Chyba właśnie w ten sposób okazywała czułość. Wraz z Jej odejściem zgasła ostatnia iskierka, która była emanacją energii mojej nieżyjącej mamy, młodszej siostry cioci.
Wujek został na gospodarstwie. Mimo kłopotów ze zdrowiem, miał co ogarniać. W jego sytuacji trudno było mówić o spokojnej emeryturze. Autorytarny charakter niewiele ułatwiał. Pomocny we wzbudzaniu respektu u obcych, w kontakcie z najbliższymi budował wiele komplikujący dystans. "Jerzy" zmarł kilka dni temu. W ostatniej drodze towarzyszyli Mu strażacy w odświętnych strojach i ludzie, którzy ledwo pomieścili się w wiejskim kościółku. Stałam nad Jego grobem i myślałam, że takie wydarzenia za każdym razem - mimo mocno dorosłego wieku - odbierają mi kawałek dzieciństwa.
Coraz trudniej uwierzyć, że w ogóle je kiedyś miałam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz